Dużo czasu upłynęło od ostatniego mojego wpisu.... więc teraz będzie trochę dłuższy. Streszczę co od Szklarskiej Poręby się u mnie działo.
Tak więc, po Szklarskiej Porębie mieliśmy zgrupowanie w Livigno - miejscowości mieszczącej się na wysokości 1800m n.p.m. Zgrupowanie to potwierdziło, że nie za dobrze znoszę pobyt na takiej wysokości. Bardzo reagowałam tętnem na wysiłek fizyczny i miałam fatalne samopoczucie. Do tego gdy jeszcze doszły kłopoty zdrowotne w ogóle nie miałam „nastoju” żeby cokolwiek zamieścić.
Po Livigno udaliśmy się do dobrze znanego wioślarzom Lago Azul by rozpocząć treningi na wodzie. Słońce, ciepła aura, no i przede wszystkim możliwość wiosłowania wpłynęły pozytywnie na mój nastrój. Zaczęłam też „dochodzić do siebie” po problemach nękających mnie w Livigno.
Do domu zawitaliśmy na krótko, bo tylko na 5 dni, w których miałyśmy również badania w Instytucie Sportu. Jestem w miarę zadowolona z wyników, chociaż trochę zabrakło do moich rekordowych z tamtego roku.
Naładowana energią wynikającą z osobistego kontaktu z najbliższymi 18 marca wróciłam do Lago. W pierwszym tygodniu odbyły się tzw. badania „na dulce”. Udało mi się poprawić jeszcze odrobinę wykres mocy przeciągnięcia w stosunku do poprzednich badań.
Ten tydzień obfitował w częściową powtórkę sprawdzianów z Szklarskiej Poręby. Zaplanowane było 1 min max, 6000m i 2000m. Bardzo jestem zadowolona z wyniku na 2000m, gdyż poprawiłam swoją „życiówkę” o prawie 5s. Niestety nie ukończyłam za pierwszym podejściem 6000m i jutro czeka mnie „powtórka z rozrywki”.
Pozdrawiam
Agnieszka
Tak więc, po Szklarskiej Porębie mieliśmy zgrupowanie w Livigno - miejscowości mieszczącej się na wysokości 1800m n.p.m. Zgrupowanie to potwierdziło, że nie za dobrze znoszę pobyt na takiej wysokości. Bardzo reagowałam tętnem na wysiłek fizyczny i miałam fatalne samopoczucie. Do tego gdy jeszcze doszły kłopoty zdrowotne w ogóle nie miałam „nastoju” żeby cokolwiek zamieścić.
Po Livigno udaliśmy się do dobrze znanego wioślarzom Lago Azul by rozpocząć treningi na wodzie. Słońce, ciepła aura, no i przede wszystkim możliwość wiosłowania wpłynęły pozytywnie na mój nastrój. Zaczęłam też „dochodzić do siebie” po problemach nękających mnie w Livigno.
Do domu zawitaliśmy na krótko, bo tylko na 5 dni, w których miałyśmy również badania w Instytucie Sportu. Jestem w miarę zadowolona z wyników, chociaż trochę zabrakło do moich rekordowych z tamtego roku.
Naładowana energią wynikającą z osobistego kontaktu z najbliższymi 18 marca wróciłam do Lago. W pierwszym tygodniu odbyły się tzw. badania „na dulce”. Udało mi się poprawić jeszcze odrobinę wykres mocy przeciągnięcia w stosunku do poprzednich badań.
Ten tydzień obfitował w częściową powtórkę sprawdzianów z Szklarskiej Poręby. Zaplanowane było 1 min max, 6000m i 2000m. Bardzo jestem zadowolona z wyniku na 2000m, gdyż poprawiłam swoją „życiówkę” o prawie 5s. Niestety nie ukończyłam za pierwszym podejściem 6000m i jutro czeka mnie „powtórka z rozrywki”.
Pozdrawiam
Agnieszka