Jest środek nocy, a ja nie mogę spać więc postanowiłam napisać jak minęły mi dni, które już spędziłam w Nowej Zelandii.
Dotarliśmy w sobotę około południa. Po wstępnym rekonesansie miasta pod wieczór przyszedł czas na trening biegowy. Wybrałam trasę tuż nad brzegiem jeziora, gdzie przy zachodzie słońca mogłam podziwiać piękne widoki.
W niedzielę rano pojechaliśmy w miejsce gdzie mamy schodzić na wodę. Po długotrwałym skręcaniu i ustawianiu nowej łódki, którą dostałyśmy na start w Mistrzostwach Świata przepłynęłyśmy jeszcze 10km.
Całe popołudnie padał deszcz. Jak w końcu przestał i mogłyśmy iść biegać było już ciemno więc postanowiłyśmy poruszać się po mieście z racji na świecące latarnie. Chciałam pobiec w jedną stronę, a potem wrócić tą samą trasą. W drodze powrotnej zamyśliłam się i skręciłam nie w tym miejscu co powinnam. Dobiegał już czas przeznaczony na trening, a ja kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem oraz jak mam wrócić do hotelu. Biegłam dalej skręcając na chybił trafił. W pewnym momencie po jednym z zakrętów zaczęłam rozpoznawać okolice bo zrobiłam „kółeczko”. Jak już się zorientowałam że zrobiłam pętlę udało mi się wrócić na właściwą drogę i dotrzeć do hotelu z prawie 40 minutowym opóźnieniem. To był jeden z mocniejszych biegów w moim życiu. Nie dość, że w założeniach miałyśmy mocniejsze odcinki w trakcie to na dodatek doszła jeszcze adrenalina wywołana dezorientacją i strachem.
Poniedziałek od rana nie zapowiadał się dobrze. Niebo spowiły ciemne, deszczowe chmury, a między drzewami hulał silny wiatr. Treningu na wodzie niestety nie udało się zrobić. Dzielnie podjęłyśmy próbę i odbiłyśmy od pomostu. Gdy tylko jednak wypłynęłyśmy za cypelek woda zaczęła się przez nas przelewać. Na samych rękach wstecz wróciłyśmy do pomostu bo mowy nawet nie było o obróceniu łódki - kąpiel w jeziorze byłaby murowana. Tak więc wróciłyśmy do miasta gdzie wsiadłyśmy na „rumaczka” (ergometr).
Popołudniu pogoda nie uległa zmianie, a może nawet mocniej wiało więc znowu jogging nam został. Tym razem przezornie poszłam biegać jak jeszcze jasno było.
Mam nadzieję że jutro przyniesie lepszą pogodę.....
Pozdrawiam
Agnieszka
Dotarliśmy w sobotę około południa. Po wstępnym rekonesansie miasta pod wieczór przyszedł czas na trening biegowy. Wybrałam trasę tuż nad brzegiem jeziora, gdzie przy zachodzie słońca mogłam podziwiać piękne widoki.
W niedzielę rano pojechaliśmy w miejsce gdzie mamy schodzić na wodę. Po długotrwałym skręcaniu i ustawianiu nowej łódki, którą dostałyśmy na start w Mistrzostwach Świata przepłynęłyśmy jeszcze 10km.
Całe popołudnie padał deszcz. Jak w końcu przestał i mogłyśmy iść biegać było już ciemno więc postanowiłyśmy poruszać się po mieście z racji na świecące latarnie. Chciałam pobiec w jedną stronę, a potem wrócić tą samą trasą. W drodze powrotnej zamyśliłam się i skręciłam nie w tym miejscu co powinnam. Dobiegał już czas przeznaczony na trening, a ja kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem oraz jak mam wrócić do hotelu. Biegłam dalej skręcając na chybił trafił. W pewnym momencie po jednym z zakrętów zaczęłam rozpoznawać okolice bo zrobiłam „kółeczko”. Jak już się zorientowałam że zrobiłam pętlę udało mi się wrócić na właściwą drogę i dotrzeć do hotelu z prawie 40 minutowym opóźnieniem. To był jeden z mocniejszych biegów w moim życiu. Nie dość, że w założeniach miałyśmy mocniejsze odcinki w trakcie to na dodatek doszła jeszcze adrenalina wywołana dezorientacją i strachem.
Poniedziałek od rana nie zapowiadał się dobrze. Niebo spowiły ciemne, deszczowe chmury, a między drzewami hulał silny wiatr. Treningu na wodzie niestety nie udało się zrobić. Dzielnie podjęłyśmy próbę i odbiłyśmy od pomostu. Gdy tylko jednak wypłynęłyśmy za cypelek woda zaczęła się przez nas przelewać. Na samych rękach wstecz wróciłyśmy do pomostu bo mowy nawet nie było o obróceniu łódki - kąpiel w jeziorze byłaby murowana. Tak więc wróciłyśmy do miasta gdzie wsiadłyśmy na „rumaczka” (ergometr).
Popołudniu pogoda nie uległa zmianie, a może nawet mocniej wiało więc znowu jogging nam został. Tym razem przezornie poszłam biegać jak jeszcze jasno było.
Mam nadzieję że jutro przyniesie lepszą pogodę.....
Pozdrawiam
Agnieszka